Bunt nastolatka – norma czy odstępstwo?
Próbując odpowiedzieć na to pytanie, powinniśmy w pierwszej kolejności zadać sobie jeszcze parę innych: Czego oczekuję od mojego dziecka? Jakie chcę, żeby było? Kim dla mnie jest?
Dlaczego to takie ważne? Zacznę od pytania pierwszego: jakie są moje oczekiwania wobec nastoletnich syna/ córki? Czy chcę, aby było jedynie posłusznym wykonawcą moich nakazów, zakazów, urzeczywistnieniem moich własnych ambicji, wierną kopią mojej życiowej postawy? Bo, jeśli tak – to oczekuję, że moje dziecko będzie idealne. I to idealne na moją (rodzica) miarę. Tymczasem jest to inny człowiek, odrębny byt, choć jeszcze dziecko, które dopiero poszukuje własnej drogi w życiu. I, być może, chce przejść ją tylko o własnych silach i na swój własny, oryginalny sposób. Na pewno warto z radością powitać manifestowane przez nie przekonanie, że to właśnie jego model życia, a nie utarty przez rodziców życiowy szlak, jest drogą właściwą. Patrzeć, jak każdego dnia rozwija się w nim poczucie odrębności i samostanowienia o sobie. Podziwiać jego oryginalny, choć jeszcze niedojrzały sposób, reagowania na rzeczywistość. I być przy nim za każdym razem, gdy tego będzie akurat potrzebowało.
Jednak, jak często mówi praktyka, ani dla rodzica, ani dla nastolatka, okres dojrzewania przeważnie nie jest czasem, kiedy wszystko jest oczywiste i zrozumiałe. Ani łatwe. Ciągła huśtawka nastrojów: od euforii aż po agresję, koncentracja jedynie na własnych potrzebach i osobie, infantylność czy tak znana dobrze wszystkim dorosłym nonszalancja, z jaką ich nastoletnie pociechy komunikują swoje zdanie i przekonania to zaledwie niektóre z wielu problemów, które mogą pojawić się w tym okresie.
Okazuje się, że winę za takie a nie inne zachowania ponoszą nie tylko szalejące hormony, ale i… mózg nastolatka, który nie jest dostatecznie zintegrowany. Ta ,,przypadłość” decyduje w sposób zasadniczy o zacieraniu się u niego różnicy między stanem , który moglibyśmy określić jako ,,czuję się” a poczuciem, że ,,jestem”. Młodzi ludzie zbyt często bowiem biorą przejściowy stan emocjonalny (np. czuję się smutny) za trwałą cechę organizującą ich tożsamość (,,jestem smutny”). Stąd ich życiem rządzą przeważnie emocje, w których się gubią, nie nadążając zwyczajnie za mieszaniną towarzyszących im odczuć i wrażeń, które już po chwili zamieniają się w niebyt. Nadwrażliwość na bodźce z zewnątrz i duży stopień samokrytycyzmu sprzyjają jednak swego rodzaju ,,tąpnięciom” czy też kryzysom, które, choć bolesne, pozwalają przedefiniować postrzeganie własnej osoby. Takich ,,momentów kryzysowych” jest przeważnie w wieku dojrzewania wiele. Im więcej ich jednak będzie, tym na ogół większa pojawi się dojrzałość. Problem pojawia się jednak wtedy, kiedy taki ,,kryzys” nie przechodzi po paru dniach, a – co więcej – młoda osoba nie jest w stanie pokonać go o własnych siłach. Reagowanie nadmierną złością, napastliwość, nie przebieranie w słowach – to jeden biegun zachowań które mogą się w wyniku tego pojawić, drugim – jest często zamknięcie się w sobie, brak kontaktów z rówieśnikami, wycofanie z jakiejkolwiek aktywności. A nawet próba samookaleczania się czy targnięcia na własne życie. W takich wypadkach na pewno warto reagować w porę, obserwując u dziecka wcześniejsze, niepokojące objawy, do których należą chociażby zaniedbania w wyglądzie zewnętrznym, obojętność na to, co jeszcze do niedawna sprawiało dziecku radość, utrzymujące się dłużej smutek, przygnębienie czy niepokój, brak apetytu, wycofanie (zamykanie się na długi czas w pokoju, nie wychodzenie z domu), często ,,nieobecny” wzrok.
Nawet rodzice, którzy do tej pory mieli bardzo dobry kontakt ze swoim dzieckiem, mogą zauważyć nieomal z dnia na dzień symptomy, świadczące o depresji, używaniu środków psychoaktywnych czy występowaniu dolegliwości o charakterze somatycznym. Z całą pewnością nie należy bagatelizować ani wymienionych przejawów, świadczących o odstępstwie od tzw. ,,normy”, ani – z drugiej strony – reagować przewrażliwieniem choćby na najdrobniejszy sygnał ostrzegawczy. Na pewno trzeba, dopóki to tylko możliwe, jak najwięcej ze sobą rozmawiać, dopytywać o stan emocjonalny poprzez subtelne sugestie typu:,, Wyglądasz dziś na zmęczoną/- ego. Nic ci nie jest?” lub też wspierać dziecko po prostu swoją obecnością, zachęcaniem go do wspólnego spędzania czasu, nawet jeśli (chwilowo) miałoby się to odbywać kosztem nauki i wypełniania przez nie codziennych obowiązków. Nastolatek powinien zawsze czuć, że jesteśmy przy nim, kiedy tego potrzebuje, ale w sposób nie narzucający się czy krytykujący jego zachowanie czy postawę. Empatyczny rodzic zazwyczaj doskonale wyczuwa te niuanse, i pomaga swojemu nastolatkowi, jednocześnie pozostawiając potrzebną dla jego wzrastania i rozwoju przestrzeń. Niekiedy nieodzowna staje się pomoc psychologa czy psychiatry, jednak w pierwszej kolejności to nasze dziecko powinno być inicjatorem takich spotkań. Wymuszanie przez rodzica jakiejkolwiek formy terapii, na które dziecko się nie zgadza, nie prowadzi zazwyczaj do osiągnięcia dobrych efektów ani nie służy ich wzajemnemu porozumieniu. Wyjątkiem są zapewne sytuacje związane w zagrożeniem życia czy zdrowia, tutaj inicjatywa będzie należała do rodzica. Warto zauważyć, że zaistnienie podobnych sytuacji jest jednocześnie w dużym stopniu miernikiem kondycji całej rodziny, która, być może, od dłuższego czasu nie funkcjonuje w sposób zdrowy i zapewniający poczucie bezpieczeństwa. Dlatego zanim sięgniemy po słuchawkę telefonu, aby wykręcić numer zaufanego psychoterapeuty bądź zaalarmować inną instytucję, zatrzymajmy się na chwilę w codziennej gonitwie i zacznijmy … od spojrzenia na siebie.