Jaki smak ma samotność czyli o współczesnych problemach w relacjach.
Samotność ma różne oblicza. Możemy na przykład być w związku czy tworzyć rodzinę, a mimo to mieć poczucie, że jesteśmy zdani tylko na siebie i opuszczeni. Może być i tak, że mając wiele powierzchownych znajomości, nie potrafimy z nich uczynić głębszych przyjaźni albo gdy tylko zaczynamy mieć poczucie wyjątkowej bliskości – wycofywać się w głąb siebie, w panicznym poczuciu, że coś jest nie tak. Uciekamy w pracę, hobby, sport, zakupy, byleby tylko pozbyć się przykrego odczucia, że nie potrafimy stworzyć satysfakcjonujących więzi z innymi. I chociaż przyczyn osamotnienia możemy doszukiwać się w najprzeróżniejszych sytuacjach, to zwykle tego rodzaju zaburzenia na poziomie relacji mają swe źródło w kontakcie w matką. Najczęściej chodzi tu o swego rodzaju wykorzystanie emocjonalne ze strony jednego bądź nawet obojga rodziców. Jest to taki rodzaj zachowania po ich stronie, który czyni z uczucia miłości i bliskości ,,kartę przetargową” wpisaną w stosowany system nagród i kar. Przyjrzyjmy się temu bliżej.
Matka, która normalnie powinna kochać dziecko miłością bezwarunkową, zapewniając mu tym samym poczucie bezpieczeństwa i pozwalając mu na swobodny rozwój osobowości, może odczuwać swego rodzaju satysfakcję i poczucie kontroli, gdy zaczyna karać swoje dziecko poprzez nadmierną surowość, sztywność i gniew, o ile tylko nie będzie ono spełniało jej oczekiwań (nawet w błahych sprawach). Jest to równoznaczne z przekazywaniem mu komunikatu: ,,Rób co ci każę, bo inaczej przestanę cię kochać”. I przeciwnie – gdy tylko dziecko jest posłuszne i nie sprzeciwia się matce, ta stosuje róźne formy gratyfikacji i okazuje czułość za tego rodzaju uległe zachowanie. Ale tylko do czasu. W momencie, gdy dziecko przejawia własną wolę bądź w jakikolwiek inny sposób sprzeciwia się matce, znów jest uważane za gorsze i niegrzeczne, a tym samym jest odrzucane. Taki schemat zachowania rodzica może powtarzać się przez wiele lat, a patologiczny sposób warunkowania może sprawić, że dziecko – być może już w dorosłym życiu, będzie obawiało się wchodzić w bliskie relacje z innymi ludźmi w obawie przed zranieniem. I gdy tylko zaczyna rodzić się głębsza więź, ucieka w popłochu przed innymi, niejako przeczuwając cios, który może zostać mu zadany. Towarzyszy temu zazwyczaj brak zaufania do innych osób, znacznie zaniżone poczucie własnej wartości, lęk przed nowymi sytuacjami oraz nadmierna koncentracja na własnym wnętrzu i wyolbrzymianie pojawiających problemów. A to wszystko uniemożliwia zbudowanie jakichkolwiek biskich relacji, czy to partnerskich, czy przyjacielskich. Ma to z reguły albo charakter unikania relacji z ludźmi w ogóle, albo też – niejako wbrew sobie – wchodzenie w bliższe relacje tylko po to, aby przy najmniejszej porażce odruchowo z nich się wycofać. Z reguły w swój własny świat, gdzie jakakolwiek odczuwalna gratyfikacja może mieć tylko czysto materialny charakter (zakup, uciekanie w pracę i pogoń za pieniądzem, niezdrowa rywalizacja i osiąganie maksimum w sporcie). A to z kolei może z czasem zrodzić poczucie samowystarczalności i wyjątkowości, którego zawsze nam było brak. Oczywiście jest to poczucie złudne, które łatwo może prysnąć niczym ,,bańka mydlana” choćby pod wpływem krytyki, ale osobie takiej łatwiej jest nie dostrzegać problemu w sobie samym, a widzieć go w innych, których z kolei razi jej pozornie wyniosły sposób bycia.
Wspomniana sytuacja może być oczywiście jednym z wielu możliwych wariantów, w których rodzi się samotność. Na to, że mamy coraz mniej przyjaciół i unikamy wchodzenia w bliskie relacje może mieć także sam charakter otaczającej nas rzeczywistości. Zawrotne tempo życia, szaleństwo jeśli chodzi o porozumiewanie się poprzez media społecznościowe i gry typu multi – player, wreszcie same przemiany społeczne związane z globalizacją, które w znacznie mniejszym stopniu pozwalają na przejawianie swojej indywidualności i odmiennych poglądów. A to rodzi frustrację, która w znacznym stopniu może utrudniać wychodzenie do ludzi.
Osoby z tego rodzaju problemami cechuje zwykle niechęć do sięgania po pomoc. Na ogół wolą one wybrać bycie singlem bądź w skrajnych przypadkach nawet zrezygnować z jakichkolwiek kontaktów, aniżeli uznać, że pielęgnowanie kontaktów międzyludzkich mogłoby przynieść im coś pozytywnego. Toteż, gdy już zgłoszą się do terapeuty z poczuciem, że ich życie przypomina bezludną wyspę, a samotność staje się czymś nie do zniesienia, przed tym pierwszym stoi nie lada wyzwanie, aby w sposób jak najbardziej przekonujący pokazać pacjentowi jaśniejsze strony życia. Praca terapeutyczna w takim przypadku ukierunkowana jest na bardziej świadome poszukiwanie przyczyn poczucia samotności. Istotne jest przyglądanie się swoim ambiwalentnym uczuciom – dążeniu do ludzi/od ludzi, a w dalszej kolejności – nauczenie się podążania za własnymi potrzebami w zakresie budowania dystansu i kontaktu z innymi. Także eksperymentowanie z wychodzeniem z kręgu samotności i tworzeniem nowych /umacnianiem istniejących relacji może okazać się pomocne dla odbudowania poczucia własnej wartości i przyjęcia właściwej perspektywy w spojrzeniu na przeżywane problemy. Najistotniejsze jest nastawienie pacjenta: czy zechce w otaczającej go rzeczywistości i ludziach dostrzec coś na tyle wartościowego, aby można było do tego dążyć i o to zabiegać. Warto pamiętać, że życie z drugim człowiekiem to również trudności i wyzwania, poprzez które określamy własne granice i możliwości. Jeśli się nie poddamy i bardziej zechcemy otworzyć na drugiego być może dowiemy się o sobie czegoś, czego być może nigdy byśmy się nie spodziewali. Cokolwiek byśmy nie powiedzieli jakość naszych relacji z innymi jest zwykle najlepszym barometrem wskazującym na nasze samopoczucie, kondycję psychiczną i społeczną oraz odczuwanie otaczającego świata. Może więc warto zadbać, aby pokazywał on przeważnie dobrą pogodę?