Odkrycie, że muzyka, a nawet pojedyncze dźwięki mają znaczenie terapeutyczne jest prawie tak dawne jak początki ludzkości. Ten wydawałoby się truizm został przez wieki jakby zapomniany lub wręcz pomijany przez filozofów, a potem psychologów i terapeutów, pozbawiony znaczenia, które powinien był mieć przez te wszystkie lata. Geniusz Tomatisa polegał przede wszystkim na tym, że to właśnie on – jako jeden z nielicznych przypomniał sobie, czym dla duszy człowieka może być nawet pojedynczy ton. I poszedł o krok dalej, wybierając z gamy dźwięków te, które przynoszą ukojenie i wywołują dobre emocje, pozwalając nawiązać pacjentowi kontakt z samym sobą. ,,Efekt Tomatisa” to jednak nie tylko wyciszenie czy relaks, to czasem także wzburzenie, które pozwala się przebudzić.

Wśród dzieci autystycznych są bowiem takie, które wykazują nadpobudliwość i nadwrażliwość na dźwięki, są niespokojne i bardzo czułe na wszelkie, nie tylko muzyczne, bodźce, ale bywają  i takie, które pozostają całkowicie zamknięte w swoim świecie, jakby wyłączone z rzeczywistości, słyszące tylko ,,muzykę sfer”. Jak do nich dotrzeć, jak przywrócić je bliskim, z którymi prawie nie mają kontaktu –  to pytanie, zwłaszcza w obecnym czasie, kiedy autyzm jest ,,powszechnie panującym”, zaprząta uwagę wielu specjalistów i rodziców. Odpowiedzią na ten problem może być właśnie metoda Tomatisa. Dlaczego? Co najmniej z dwu powodów: pierwszym jest naukowo udowodniony fakt, że dźwięki są tymi bodźcami, na które dziecko reaguje najwcześniej, będąc jeszcze w łonie matki. Słuchanie muzyki czy choćby pojedynczych dźwięków oznaczałoby w tym przypadku powrót do stymulacji, która kojarzy się z poczuciem bezpieczeństwa i spokoju. Drugi powód jest nie mniej zaskakujący, choć jednocześnie prosty: zasłyszane dźwięki rozchodzą się po całym ciele, ponieważ nie tylko narząd słuchu, ale i skóra, i kości dźwięki przewodzą. Dlatego też oddziaływanie dźwiękiem ma odzwierciedlenie w całym organizmie człowieka. Nie dziwi przez to fakt, że odpowiednio dobrane muzyczne tony potrafią zdziałać także z ciałem małego pacjenta prawdziwe cuda. Zapewne już sam moment, w którym ciało zareaguje pobudzeniem bądź uspokojeniem prowadzi do niezliczonych konsekwencji na poziomie umysłu i psychiki. Warto jednak przy tym pamiętać, że każdy pacjent jest indywidualnością wrażliwą na sobie tylko znane pobudzenia. Toteż niezbędny jest wstępny wywiad z pacjentem, a następnie poznanie jego najskrytszych preferencji, tak, aby dobrać do niego muzykę czy pojedyncze dźwięki, które będą dla niego najwłaściwsze i poruszą najczulszą strunę. To z kolei wymaga połączenia przynajmniej kilku metod terapeutycznych i zastosowania każdej z nich w poszczególnych, wcześniej ustalonych etapach.

Jak wynika z dotychczasowych badań terapia zintegrowana przynosi z reguły najlepsze rezultaty, jeśli chodzi o autyzm.  I w tym sensie metoda Tomatisa to także tylko jeden spośród przynajmniej kilku (choć bywa, że najprzyjemniejszy ) element terapii. Z pewnością zaletą tej niezwykłej metody są ponadto dwie rzeczy: jej nieinwazyjność i oddziaływanie podprogowe, tuż poniżej poziomu sensu, z czego mały czy duży pacjent rzadko zdają sobie sprawę.

Poza tym, jeśli weźmiemy pod uwagę, że muzyka to nieskończoność, będziemy także świadomi tego, że istnieje nieskończenie wiele wariantów łączenia ze sobą dźwięków,  a więc każdy pacjent będzie mógł wybrać i powtarzać właśnie ten, który najbardziej mu się spodoba i przy którym będzie czuł się dobrze. Czasem bywa i tak, że dźwięki , które najbardziej nas koją, to… nasz własny głos. U Tomatisa ,,usłyszeć siebie” oznacza więc nie tylko piękną metaforę, ale i dosłowność zapewnioną dzięki wprost nieograniczonym możliwościom ,,elektronicznego ucha”. Filtruje ono dźwięki, jak też włącza je i wyłącza; filtrowana muzyka lub głos są łagodnie podawane dzieciom za pośrednictwem słuchawek i wibratorów, skąd dźwięki przekazywane są bezpośrednio do kości i kończyn. Takie właśnie rozwiązanie Tomatis zaproponował, opierając się na przekonaniu, że ,,aby wydać dźwięk, musimy go najpierw usłyszeć.” Oznacza to, że uszy kon­trolują głosPołączenie ucho – mózg – krtań jest konieczne dla mowy, ale może działać tylko wtedy, gdy istnieje chęć komunikacji. Usłyszenie głosu własnego, a niekiedy kogoś bliskiego (np. głosu mamy) może rozbudzić w dziecku (bądź dorosłym już pacjencie) tego rodzaju pozytywny impuls. Tomatis od początku zdawał sobie z tego sprawę i sięgnął po narzędzie i metodę, które szybko okazały się przełomowe w terapii dzieci cierpiących na autyzm. Zainicjowana przez profesora rehabilitacja słuchowa buduje pomost,  dzięki któremu dzieci  mają możliwość rozwinąć umiejętność samo-słuchania. Ale to nie wszystko…

,,Udowodniono, że w trakcie trwania terapii Tomatisa zachodzą także zmiany, które mogą dotyczyć samej mowy. U dzieci, które nie mówiły, wzrasta gotowość do wydawania dźwięków, np. wzmaga się wokalizacja, mogą pojawiać się nowe słowa. Natomiast u dzieci, które posiadały umiejętność mówienia, zauważa się poprawę w jakości wypowiadania poszczególnych dźwięków, tendencje do budowania dłuższych zdań i doboru odpowiedniejszych słów. Wydłuża się czas koncentracji i  uwagi.”

Poprzez stopniowy rozwój  kompetencji słuchowych ,, zwiększa się także wspomniana  potrzeba komunikowania się z otoczeniem  oraz wzrasta pewność siebie. To jest czas, kiedy dzieci zaczynają domagać się uwagi od otoczenia, a  momenty samotnej zabawy stają się coraz rzadsze.”

A zatem na Państwa pytanie, czy metoda ta może pomóc autystycznemu dziecku i czy jest godna polecenia, mówię stanowcze TAK. Oczywiście, mam świadomość, że nie każde dziecko się na jej działanie otworzy, ale z pewnością będzie dla każdego dobrą szansą na to aby móc siebie usłyszeć. W przenośni, i dosłownie😊 Polecam!